Bo nie posłał Bóg Syna na świat, aby sądził świat, lecz aby świat był przez niego zbawiony.
Ewangelia Jana 3,17
Istnieje mnóstwo religii. Zrozumiałe, że niejeden pyta, która w takim razie i dlaczego miałaby być tą właściwą. Nawet ludziom szczerego usposobienia, którzy nie posługują się tym pytaniem, używając je jako usprawiedliwienie ich grzesznego życia i braku zainteresowania sprawami Boga, niełatwo jest odnaleźć się w tej gmatwaninie. Czy to dziwne, że ktoś zniechęcony stwierdza: „W takim razie w nic nie będę wierzyć”?
Wiedząc o tych trudnościach, nie mamy zamiaru dokładać do obecnego już pomieszania przez przedstawienie kolejnej religii. Chciałbym opowiedzieć Ci o pewnej Osobie. Na polu religijnym człowiek szuka Boga i drogi dostępu do Niego. Jest to jednak nadaremne. Choćby nie wiem ile się natrudził, nie znajdzie Go, gdyż On jest Panem panów, (…) który mieszka w światłości niedostępnej, którego nikt z ludzi nie widział i widzieć nie może. Tak mówi Biblia, natchnione Słowo Boże (1Tym.6,16). Wszystkie wysiłki, by znaleźć Boga za pomocą własnych idei i środków, muszą zakończyć się kompletnym fiaskiem.
Przeciwieństwem tego jest Ewangelia – dobra nowina o Chrystusie. Mówi nam, że to nie my musimy na własną rękę szukać Boga, lecz że On nas szuka przez Jezusa Chrystusa, swego własnego Syna. Dlatego też kluczowy wiersz Ewangelii Łukasza brzmi: Przyszedł bowiem Syn Człowieczy, aby szukać i zbawić to, co zginęło. Tak brzmi owo niesłychane poselstwo Biblii, które kładzie kres wszelkim religijnym usiłowaniom człowieka:
Bóg szuka Ciebie, zgubiony człowieku!
Syn Boży opuścił chwałę niebios, stał się człowiekiem i żył na tym nędznym świecie, pełnym egoizmu i niepokoju. Na koniec swej ziemskiej drogi oddał życie, by ratować nas, grzesznych, zgubionych ludzi. Umarł zastępczo za winy każdego, kto w Niego uwierzy. Poniósł w jego miejsce sprawiedliwy sąd Boży nad grzechem. To nie jest religia, lecz cudowna prawda o Bogu Zbawicielu, który w swej miłości szuka błąkających się ludzi.